Stres – gdy w pracy pocą się ręce, a godzina mija w ciągu minuty.
Drogi czytelniku, jeżeli nie obce jest Ci drżenie mięśni, biegunka, nagłe poty, jąkanie się, trudności z znalezieniem sensownej odpowiedzi na najgłupsze nawet pytania – oznacza to, że prawdopodobnie, chociaż nie jest to przesądzone, ponieważ podobne objawy towarzyszą grypie żołądkowej, przeżyłeś przynajmniej raz w życiu stres i artykuł ten jest jak najbardziej dla Ciebie.
Jeżeli objawy powyższe są Ci obce, oznacza to, że albo jesteś okazem zdrowia i nigdy nie miałeś grypy żołądkowej albo luzakiem, któremu ciśnienie skacze tylko po przypadkowej wizycie z szalikiem Widzewa w barze kibiców Legii. W tej drugiej sytuacji artykuł niniejszy możesz potraktować jako nic nie znaczący zbiór liter mający przyozdobić samolot, który pewnie zaraz z niego poskładasz. Ponadto, jeśli możesz podzielić się z nami informacją, jakież to zioło wchłaniasz, które tak zbawienny dla zdrowia efekt przynosi pisz śmiało na adres redakcji, a obawiać się niczego nie musisz, wiemy jak dochować tajemnicy.
Objawy kliniczne
Jeżeli nadal tu jesteś, oznacza to, że prezentujesz zestresowaną część społeczeństwa. Przejdźmy zatem do sedna niniejszej rozprawki.
Stres, czym jest owo tajemnicze, choć ostatnio coraz bardziej nagłaśniane w „przyjaznych układowi” mediach i nie tylko, zjawisko? Czyż sama nazwa nie jest już nieprzyjemna, groźna? Czy u bardziej podatnych samo to słowo nie powoduje stresu?
Prawie każdy, nie licząc wszystkich rastafarian, premiera Berlusconiego i Dody, odczuwa stres od najmłodszych lat. Jest to uczucie, które towarzyszy nam od momentu gdy zyskujemy świadomość, aż do chwili, która u wielu może powodować lekkie zdenerwowanie – śmierci.
Najwcześniej pojawia się już w przedszkolu. Na hasło „dzisiaj zupa mleczna” niejeden z moich cherlawych druhów musiał zostać przedwcześnie odebrany przez matkę celem zmiany bielizny.
Następnie była szkoła gdzie każdy dzień to krew, pot i łzy. Głównie nauczycielskie ale i młodzież szkolna nie miała z górki. Każdy początek lekcji to stres, palec nauczyciela wędrujący po liście uczniów z dziennika, przerażenie malujące się na młodych twarzach i zbawienne „uff” gdy powędrował dalej, aż wreszcie „Kowalski do odpowiedzi!!” i... koniec wszystkiego, kolaps, czarna dziura, moment w którym grawitacja tablicy niweluje działanie wszelkich pozostałych sił kosmosu i tylko utrata przytomności mogła odroczyć egzekucję. Jedyna w swoim rodzaju chwila, która dla reszty klasy mgnieniem oka, a dla Bogu ducha winnego Kowalskiego zdawała się wiecznością, a marzenie o wezwaniu do gabinetu dentystycznego delikatną mrzonką, o której bał się o niej szeptać by dać jej szanse odprowadzenia go przed sam pluton egzekucyjny.
Jeżeli lata szkolne obfitowały w stres – studia były prawdziwym antidotum. Ze względów wychowawczych i w związku z lukami w pamięci pominę w rozważaniach ten etap życia.
Po studiach czas na pracę zapoczątkowaną zazwyczaj stresującą rozmową kwalifikacyjną. Szczęściarzem ten komu trafiła się jednoetapowa. W wielu przypadkach, rozmowa wstępna, testy, rozmowa końcowa z komisją potrafią zahartować człowieka i nikogo nie dziwi już odpowiedź „Nie, dziękuję, jestem samochodem” na pytanie „A dlaczego zdecydował się Pan waśnie na naszą firmę?”.
Gdy ten etap pomyślnie się zakończył, a inwencja i młodzieńczy zapał Kowalskiego zostały skutecznie skruszone w trybach korporacyjnej machiny, poznawał On prawdziwe znaczenie słowa stres - spotkał na swojej drodze Pana Zniszczenia, Władcę Umysłów i Mistrza Ciętej Riposty – Szefa.
Miał od tego momentu dwa wyjścia do wyboru, uciec gdzie pieprz rośnie albo nauczyć się z tym żyć.
Nie taki diabeł straszny
Zapytasz drogi czytelniku czy jest na to jakiś uniwersalny przepis? Odpowiem Ci – nie mam zielonego pojęcia. Mogę jedynie zdradzić co pomaga mi, a co jest dozwolone przez prawo i czego posiadania nawet w dużych ilościach nie oznacza pięciu do siedmiu lat w zawieszeniu na dziesięć.
Prawdziwym szczęściarzem jest człowiek odporny na stres. Dla jednych jest to umiejętność wrodzona, dla drugich nabyta – obie grupy wiodą zdecydowanie szczęśliwszy żywot od pozostałych, nie pozwalając sobie aby zakłócały go mało istotne epizody. Ci, którym nie dane było posiąść pewien szczególny układ genów mogą, stosując kilka żelaznych zasad skutecznej walki ze stresem, całkowicie się go pozbyć. No, może nie całkowicie, ale przynajmniej w stopniu umożliwiającym swobodne wysławianie się i nie rozlewanie herbaty.
Jedną z takich zasad, pierwszą i podstawową sugerowaną przez psychologów jest pozbycie się źródła stresu. Odpowiesz drogi czytelniku „ha, ha, ha, bardzo zabawne, to co mam zastrzelić szefa?”. Nie wskazane, w Polsce jest to karalne, po wszystkim masa papierkowej roboty, a więzienne jedzenie wbrew plotkom nie jest sprowadzane z Paryża.
Innym wyjściem jest zwolnić się z pracy..., choć w gruncie rzeczy także nie polecam, gdyż jest to czynność wielce stresująca.
Jeżeli nie możemy wyeliminować źródła stresu pozostaje nam zminimalizować jego skutki. Po pierwsze, każdego dnia rano, pierwszą czynnością po wstaniu z łóżka, powinno być powtórzenie sobie przed lustrem jakim jestem przystojniakiem (bądź gorącą laską), geniuszem strategii, krynicą mądrości, itp. Nie należy w tym miejscu przesadzić, mogłoby to skutkować przerostem ego, które także potrafi być zgubne w skutkach. Odpowiednia dawka automotywacji pozwoli uwierzyć nam we własne siły i wpłynąć na podświadomość tak, aby przez cały dzień towarzyszyło nam poczucie pewności siebie.
Kolejnym etapem powinna być odrobina sportu. Najlepiej poranna przebieżka, lecz jeśli czas bądź warunki pogodowe na to nie pozwalają, przynajmniej poranna gimnastyka nie powinna zaszkodzić. Nie bez kozery nasi dziadowie powiadali „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Dobre samopoczucie fizyczne jest podstawą odpowiedniego nastawienia psychicznego. Poza tym, każdy szef spojrzy bardziej przychylnym okiem na pracownika, który nie dostanie zadyszki kserując dokumenty.
Następnie zimny prysznic, który zafunduje nam odpowiednie ukrwienie, a więc odżywienie w tlen całego organizmu.
Kolejny punkt jest szczególnie przydatny dla tych, którzy podróżują do pracy komunikacją miejską, a tłum oblepiających nas ludzi pozwala na swobodne oddychanie. Medytacja oraz trening relaksacyjny. Pozwala on na uwolnienie świadomości ze złych myśli i piętrzących się problemów, zregenerowanie kondycji psychicznej i odbudowanie pozytywnego nastawienia do stojących przed nami wyzwań i obowiązków. Oczywiście co bardziej odważni mogą pokusić się o ćwiczenie jogi, ale robienie tego w tramwaju bądź autobusie mogłoby się skończyć wywiezieniem tam, gdzie personel znajduje dużo zrozumienia dla pacjentów wyprowadzających na spacer szczoteczki do zębów.
Tym, którzy podróż do pracy odbywają własnym samochodem nie zalecamy powyższego, gównie ze względu na nie planowany, przedłużający się pobyt na komisariacie.
Gdy już dojechaliśmy do pracy – podstawowa zasada – nie stawiamy samochodu na miejscu parkingowym szefa. Pozwoli nam to na uniknięcie poszukiwania wolnego placu wtedy gdy nie ma go już w promieniu pięciu kilometrów i wysłuchiwaniu od poszkodowanego gdzie tak naprawdę powinniśmy pracować i na jaką część ciała powinniśmy się zacząć leczyć, a na leczenie której jest już za późno.
Inną żelazną zasadą w pracy jest taka jej organizacja i planowanie aby bezstresowo i bez zakłóceń wykonać wszelkie należące do nas obowiązki, nawet te zgłoszone przez Nieomylnego w ostatniej chwili. W tym celu, po pierwsze powinniśmy zaopatrzyć się w podręczny terminarz, najlepiej papierowy, aby szybko notować. Taki terminarz pozwoli nam na zaplanowanie całego dnia, miesiąca, a nawet roku. Ważne aby zamieścić w nim nawet czynności cykliczne i powtarzalne w różnych odstępach czasu. Na każdym spotkaniu wewnętrznym czy zewnętrznym powinniśmy go mieć ze sobą. Generalnie powinien on stać się integralną częścią naszego wyposażenia, podobnie jak telefon komórkowy czy komputer.
Terminarz będzie pomocny w ustawianiu priorytetów i czasu wykonania danego zadania. Będziemy mieli dzięki temu cały czas podgląd statusu wykonanych zadań oraz zbliżającego się terminu ich wykonania co pozwoli nam realnie ocenić czas, jaki mamy na wykonanie określonych czynności. Zapanowanie nad chaosem informacyjnym jest kluczem do bezstresowego wykonywania obowiązków. Ponadto, bardzo budującym dla naszej psychiki jest tak prosta czynność jak wykreślenie z notatnika czynności bądź zaznaczenie jej jako „wykonane”. Inną korzyścią płynącą z planowania i notowania jest odciążenie mózgu od konieczności zapamiętywania niezliczonej ilości zadań, ich adresatów czy terminów. Bez terminarza kończyłoby to się najczęściej pracą po godzinach, nie dopełnianiem terminów lub wręcz nie wypełnianiem obowiązków służbowych.
Jako doświadczony zawodowo człowiek mogę jeszcze zdradzić coś, co odkryłem zaraz na początku swojej kariery, a mianowicie wielowątkowość wykonywanych czynności. Wcześniej gdy wykonywałem jedno zadanie, dopiero po jego zakończeniu brałem się za kolejne, po czym uświadomiłem sobie jaka oszczędność czasu wynika z robienia kilku rzeczy na raz. Oczywiście wszystko w miarę możliwości, trudno wyobrazić sobie Kowalskiego na spotkaniu z klientem, przygotowującego jednocześnie raport i biorącego udział w telekonferencji. Pewne czynności można jednak wykonywać równolegle i także w tym wielce pomocny jest terminarz. Wyobraźmy sobie na przykład taki oto dzień: rano zebranie, na 12:00 do przygotowania raport finansowy, którego wygenerowanie w systemie informatycznym zajmuje 2 godziny oraz przygotowanie na 15:00 prezentacji do której dane musi na wcześniej przygotować kolega z działu sprzedaży. Wydawało by się że cały dzień zawalony, trzeba będzie unikać szefa i w ogóle szkoda, że w drodze do pracy nie potrącił nas jakiś samochód. Nic bardziej mylnego, pierwsze co powinniśmy zrobić po przyjściu do pracy do uruchomić w systemie generowanie się raportu oraz wysłać do kolegi szczegółowe zapotrzebowanie na dane sprzedażowe. Następnie udajemy się na poranne zebranie, po skończeniu którego czeka na nas raport w systemie, odrobina dodatkowej pracy i jest on gotowy do przekazania dalej. W skrzynce pocztowej powinny czekać już na nas dane z działu sprzedaży, które po chwili obróbki są gotowe do zaprezentowania. W naszej pracy zawsze znajdą się czynności, które mogą być wykonywane „w tle”.
Zaplanowany czas pozwala nam uniknąć wielu niepotrzebnych sytuacji stresowych, szef wydaje się wtedy bardziej przyjazny i powoli zaczyna przypominać człowieka.
Po pracy, gdy już jesteśmy w domu, a druga połowa i dzieciaki pozwolą, nie zaszkodzi znowu odrobina sportu, i nie mam tu na myśli podnoszenia kufla na czas. Krótki trening a następnie prysznic zagwarantuje nam relaks na resztę dnia.
Gdyby tego było mało i w głowie kołatałyby się myśli związane ze stresującą sytuacją, przed samym snem polecam lekturę „Pana Tadeusza” lub przemówienia Fidela Castro. Głęboki sen już po pięciu minutach gwarantowany.
W walce ze stresem pomocne są także zdrowe relacje z otoczeniem. Nie duś w sobie negatywnych emocji, jeśli coś leży Ci na wątrobie porozmawiaj o tym, nawet z własnym szefem, może, choć to mało prawdopodobne, wykaże się zrozumieniem... Pamiętaj jednak aby nie przesadzić, szczera rozmowa z szefem nie powinna zacząć się od „Ej, Stefan, mam w biurku Luksusowa po wczorajszej imprezie, możemy pogadać? A to Ciebie nie było wczoraj na imprezie w biurze? Mówisz, że nic nie wiedziałeś...?”.
Indywidualny tok nauczania
Stres to zjawisko negatywne, w większości przypadków, zdarza się bowiem, że to właśnie stres pozwala nam przetrwać najtrudniejsze chwile. Potrafimy wówczas biegać szybciej od goniącego nas psa, robić uniki szybciej niż wyprowadzający ciosy przeciwnik czy po powrocie do domu o trzeciej nad ranem znaleźć wytłumaczenie naszego stanu szybciej niż do żony dotrze, że nie rozumie co do niej mówimy.
Walka ze stresem to indywidualne zadanie każdego z nas. Każdy jest inny, każdy reaguje na stres inaczej i każdy inaczej musi sobie z nim radzić. A radzić sobie trzeba bo powoduje on nadciśnienie, choroby serca, nerwice, i inne nieprzyjemne doznania.
Praca w stresie obarczona jest większym ryzykiem popełniania błędów, to powoduje kolejny stres i spirala negatywnych zdarzeń zamyka się napędzając zbliżającą się nieuchronnie katastrofę. To powinien zrozumieć przede wszystkim szef. Pracownik zestresowany jest mało wydajny, popełnia błędy, które czasem mogą oznaczać koniec przedsiębiorstwa. Już dawno zrozumieli to Japończycy, którzy do walki z tym stanem zaprzęgają nawet akupunkturę, czy specjalne pomieszczenia w firmach gdzie pracownik może iść się przespać, wykrzyczeć, pograć na konsoli.
Coraz szybsze tempo życia i wyższe wymagania, które stawiamy sami sobie, powodują, że walka ze stresem powinna stać się dla każdego z nas czymś tak powszechnym jak poranne mycie zębów. Zatem drodzy czytelnicy do boju, joga nie boli, a relaksacja nie swędzi, wszystko co nie zaszkodzi jest dozwolone.
Średnio wylUzowany
Daria Kostera, redaktor naczelna Papierniczy Świat
Archiwum