Rok w branży

Polskie możliwości - polski styl

Badanie rynku odzieżowego przez CBOS

Wyniki sondażu przeprowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej pokazują, że Polacy chcą ubierać się modnie i wygodnie, ale niedrogo.

W roku 2004 Polacy wydawali przeciętnie na ubrania 146 zł. miesięcznie. Nie ma większej różnicy w rozrzutności między kobietami a mężczyznami. Te pierwsze i częściej posądzane o uleganie namiętności zakupów wydają tylko dwa złote miesięcznie więcej na ubrania! W ubiegłym roku kobiety kupiły przeciętnie trzy bluzki, dwie spódnice, dwie pary spodni i jedną parę butów. Panowie - bardzo podobnie - trzy koszule, dwie pary spodni i jedną parę butów.

Chcemy - nie zawsze możemy

84 proc. Polaków deklaruje, że ubiera się wygodnie i to komfort odzieży decyduje o zakupie lub nie danej rzeczy. Cena ma być tania aż dla ponad połowy kupujących (55 proc. wskazuje, że ta cecha towaru ma dla nich najistotniejsze znaczenie). 54 proc. respondentów odpowiada natomiast, że chcieliby nosić ubrania wysokiej jakości , ale pozwolić sobie na odzież dobrą gatunkowo może tylko jedna piąta badanych (21 proc.). Siła marki jest w naszym społeczeństwie raczej siłą życzeniową, bo markowe ubrania kupuje ledwie co dwunasty badany (8 proc.), ale marzy o ubraniach z pożądaną metką 30 proc. ankietowanych.

Oferta właściwa, ale...

Większość ankietowanych uważa, że znalezienie odpowiedniego ubrania w ofercie handlowej nie stanowi dla nich problemu. Pozytywnie wypowiadają się na temat estetyki sprzedawanych ubrań (61 proc.) i rozmiarówek (67 proc.) dostępnych w sklepach odzieżowych. Ale niestety aż co czwarta osoba mówi, że miewa kłopoty ze znalezieniem właściwego rozmiaru ubrania, a 28 proc. ze znalezieniem stroju, który podobałby się. Oceniając ceny ubrań 45 proc. odpowiada, że odpowiada im ona, a 44 proc. twierdzi, że ciężko im znaleźć ubrania na ich kieszeń.

Sklepy z kilkoma markami górą

Najczęściej za wymieniane miejsce dokonywania zakupów ankietowani podają sklepy multibrandowe (13 proc. badanych kupuje tam zazwyczaj, a 30 proc. - dość często). Bazary i sprzedawcy uliczni (odpowiednio: 12 proc. i 27 proc.). Ponad połowa badanych (51 proc.) twierdzi, że nigdy nie kupuje ubrań w markowych, firmowych salonach, a 53 proc. nigdy nie kupuje w second handach. W hipermarketach zaopatruje się w odzież co piąty Polak. Zanika natomiast tradycja chodzenia do krawca. Szycie na miarę staje się coraz bardziej elitarne lub uważane jest za staroświeckie i przestarzałe. Jednak do nowości też podchodzimy z dużą dozą nieufności. Przez internet odzież kupuje mniej niż 3 proc. badanych.

Cztery wesela i pogrzeb

Powszechne jest przekonanie, że sytuacje wymagające odświętnego stroju to przede wszystkim śluby i .. pogrzeby.

Zasadniczo Polacy lubią styl klasyczny i dość elegancki. Za główną wadę męskiego stroju uznają niechlujność, natomiast w damskim wizerunku często dość razi nadmierne eksponowanie ciała. Panowie lubią jednak, kiedy kobiety zakładają spódniczki i to dość krótkie i podobają się im głębokie dekolty odsłaniające co nieco piersi. Kobietom zaś podobają się zwłaszcza mężczyźni w garniturach. Do pracy panie najczęściej wybierają garsonki, a panowie - właśnie garnitury. Aż 80 proc. badanych nie akceptuje noszenia kolczyków w nosie, depilowania ciała przez mężczyzn i farbowania przez nich włosów, co może oznaczać, że trend metroseksualny pozostanie jeszcze w naszym kraju pewną niszą dla nielicznych. Mniej przeciwników, bo tylko 15 proc. maja spodnie z krokiem w kolanach i luźne bluzy, ale młodzieży zawsze wolno było w kwestii stylizacji nieco więcej.

 

 

 

Polska moda szuka swoich nisz
Pilnie poszukiwani: eksporter, inwestor...

O konieczności wzmocnienia polskiej pozycji na rynkach wschodnich i środkowoeuropejskich mówi się publicznie od dawna. Przy okazji wizyt oficjalnych głów państw tego regionu w nagłówkach gazet pojawiały się określenia, że spotkania te mogą być przełomowe dla naszych wzajemnych relacji handlowych. Nie zamierzam deprecjonować wagi i rangi takich wydarzeń. Na szczęście spójna od 1989 roku polityka zagraniczna Polski tworzy dobry klimat dla gospodarki międzynarodowej. Klimat to sprzyjające uwarunkowania, prostsze regulacje, bardziej przejrzyste prawo i w końcu - dotacje czy ubezpieczenia od handlowego ryzyka, bez których o sile eksportu mowy być nie może.

Czy polskie państwo zdaje ten egzamin? Czy należycie promuje polski biznes za granicą? Oczekiwania polskich przedsiębiorców są na pewno większe niż realne możliwości budżetowe. Samo Ministerstwo Gospodarki Pracy i Polityki Społecznej w dokumencie zwanym „Program promocji gospodarczej Polski do roku 2005” przyznaje, że mimo niewątpliwego postępu w procesie otwierania polskiej gospodarki na świat od 1990 roku, jej kondycja eksportowa jest ciągle niezadowalająca. Osiągane przez Polskę relacje eksportu do PKB czy wartość per capita są znacznie gorsze, niż w krajach Europy Środkowo-Wschodniej o podobnych do naszych uwarunkowaniach i poziomie rozwoju. Strukturalnie uwarunkowany wysoki import nie znajduje równoważnika w eksporcie, czego wynikiem jest utrzymujący się od 1996 roku wysoki deficyt handlowy. W teorii sytuacja ta uległaby poprawie gdyby zrealizować dwa punkty: unowocześnić gospodarkę i spowodować wzrost atrakcyjności polskich towarów na rynku międzynarodowym. I tu zaczynają się schody: wiemy, co robić, ale otwarte pozostaje pytanie: jak? I kolejne pytanie, czy dysponujemy wystarczającymi środkami, by tego dokonać?

Czy rząd pomoże?

Skrajni liberałowie odpowiedzą na pewno – niech tylko państwo nie przeszkadza, a biznes będzie się jakoś sam kręcił... Przedsiębiorcy będą wiedzieć najlepiej, co i gdzie sprzedawać i jak na tym najwięcej zarobić. Leseferyzm jako doktryna doznał jednak chyba spadku popularności i to w środowisku tych, których reprezentuje. Dzisiejsi przedsiębiorcy, świadomi tego, jak trudno odnaleźć właściwe nisze na coraz bardziej zatłoczonych i konkurencyjnych rynkach, domagają się od państwa wsparcia. Nie jest to głupia i nieprzemyślana nijak postawa roszczeniowa, którą na swoje sztandarach wypisują partie o skrajnych gospodarczo programach. To w końcu małe i średnie przedsiębiorstwa w znacznej mierze utrzymują budżet państwa. Ich podatki, składki na ubezpieczania, płacone przez nie cła, akcyzy i taryfy utrzymują to państwo w stanie jako takiej wypłacalności. Politycy z wizją rozumieją, że odpowiednio przemyślane wsparcie firm ma dużą szansę w szybkim czasie zwrócić się w dwójnasób.

Podobnie jak mocniejszego eksportu Polska potrzebuje więcej bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Niestety z każdym rokiem napływ inwestycji do Polski maleje. Kto na tym zyskuje? Nasi sąsiedzi, którzy są w stanie zaoferować lepsze warunki inwestorom. Wydaje się, że nasi mocodawcy muszą wykazać więcej elastyczności i woli działania w tym kierunku. Dobrze, że ministerstwo ma program, ale jeszcze lepiej byłoby, gdyby udało się go chociaż po części zrealizować. Byłoby to z korzyścią i dla polskiej gospodarki w całości, i dla bilansów poszczególnych firm.



Do poprawki

Polscy przedsiębiorcy muszą być przez polski rząd lepiej słuchani. Proponowane programy promocji powinny być dobrze dopasowane do potrzeb przedsiębiorców. Oni z doświadczenia i swoich statystyk wiedzą lepiej niż niejeden urzędnik, które targi są dla nich najkorzystniejsze i najlepiej spełniają swoją rolę, jakie byłoby optymalne współfinansowanie kosztów działań promocyjno-marketingowych, etc. Sami zaś przedsiębiorcy mogliby natomiast częściej interesować się tym, co polski rząd ma do zaoferowania. Czasem z braku wiedzy, wiary w powodzenie lub braku zwykłych chęci firmy nie zgłaszają swoich ofert do dofinansowania przez wyznaczone do tego urzędy. Dobry menedżer w firmie nie tylko powinien umieć sporządzić właściwy raport szacujący sprzedaż na kolejne miesiące czy znaleźć nowego kontrahenta, ale też umiejętnie monitować o finansowego wsparcia na realizowane przez firmę projekty, np. ze środków Phare.

Dużo zaangażowania w zakresie promocji gospodarczej Polski za granicą muszą wkładać pracownicy - powołanych do takich właśnie działań - Wydziałów Handlowo-Ekonomicznych przy polskich przedstawicielstwach dyplomatycznych. Część WEH-ów znakomicie sobie z tym radzi: aktywnie pomaga w organizacji misji handlowych, tworzy lokalne kluby biznesu, dysponuje dużą bazą danych pomocnych w nawiązywaniu bezpośrednich kontaktów handlowych, współuczestniczy w promocji eksportu... MSZ powinien w jakiś sposób rozliczać swoje służby dyplomatyczne z wykonywanych zadań. W końcu placówka to nie wczasy na koszt podatnika! Powinno być to miejsce, w których rodzą się międzynarodowe przedsięwzięcia, bo teraz alianse międzynarodowe to często alianse gospodarcze.

MGPiPS wydało także dokument o nazwie: „Założenia polityki handlowej wobec rynków wschodnich na lata 2003-2004” – „Program Odzyskania Rynków Wschodnich”. Co przewiduje tenże dokument? Między innymi: doskonalenie istniejącego systemu promocji polskich firm, towarów i marek na rynkach byłej WNP, wprowadzenie nowych form promocji uwzględniających specyfikę tych rynków, inicjowanie i wspieranie nowych form organizacji rynków (domów handlowych, składów, ośrodków informacyjno-handlowych itp.) oraz innych – szeroko rozumianych – inicjatyw polskich eksporterów. Ważne z punktu widzenia zainteresowanych przedsiębiorców, wydaje się także współfinansowanie ze środków publicznych usług proeksportowych takich, jak: badania i rozwój, uzyskanie ochrony patentów i znaków towarowych, poradnictwo, znaczne zwiększenie aktualnych informacji handlowych o potrzebach i możliwościach importowych rynków WNP, organizacji rynków sprzedaży towarów, poziomie cen, działalności konkurencji, etc. Instytucjami odpowiedzialnymi za ten program są: MGPiPS, MSZ i PAIIZ S.A.

Partnerem dla polskich przedsiębiorców działających na rynkach zagranicznych powinny być także polskie izby przemysłowo-handlowe. Reprezentują one za granicą nie tylko interesy pojedynczych członków, ale także określonych branż. Według najnowszych założeń MGPiPS do szczegółowych zadań izb należałoby udzielanie informacji, prowadzenie szkoleń, pomoc w wyszukiwaniu potencjalnych partnerów handlowych, pomoc w egzekwowanie należności od solidnych kooperantów, tworzenie ram współpracy, prowadzenie kampanii promocyjnych, obsługa imprez targowych, działalność informacyjna, pomoc w kontaktach z miejscowymi urzędami. Przedsiębiorca nie może czuć się zwracając się z jakąś sprawą do izby, jak niechciany petent. To instytucja powołana właśnie z myślą o wspieraniu polskiego biznesu, a nie jego torpedowaniu. W przypadku jawnego zaniedbywania obowiązków przez pracowników którejś z izb należałoby zawiadomić koordynujący nią WEH. W końcu wszystkim nam zależy w wielkim stopniu na odbiurokratyzowaniu i zaprzestaniu markowania wszelkiej pracy – zwłaszcza tak ważnej dla relacji handlowych. Tym bardziej, że koszty funkcjonowania polskich izb finansowane są ze środków przedsiębiorców.

Ministerstwo planuje także systematycznie zwiększać wartość eksportu objętego ubezpieczeniami i gwarancjami Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych S.A. Korporacja planuje w swojej strategii osiągnąć wzrost tego wskaźnika w ciągu najbliższych dwóch lat do poziomu 3,7 proc., zaś w najbliższych 3-5 latach do poziomu 6-8 proc. Zagraniczne inwestycje ułatwiłoby też na pewno w zwiększenie udziałów bankowych w finansowaniu transakcji eksportowych.

Stymulatorem gospodarki są inwestycje. Zwiększenie napływu inwestorów zagranicznych do Polski możliwe będzie w momencie poprawienie warunków infrastrukturalnych inwestowania. Drogi, telekomunikacja, transport – to niezbędna podstawa. Atrakcyjność inwestycyjna regionów zwiększają także parki przemysłowe i technologiczne. Obecność Polski w UE pozwoli być może lepiej wykorzystywać środki z Funduszy Strukturalnych Unii Europejskiej i Funduszu Spójności na rozbudowę i poprawę infrastrukturalnego zaplecza.



Teraz - Polska Branża Mody

Programy ministerialne być może (i oby...) przyczynią się do zwiększenia polskiego eksportu i wykreowania lepszego wizerunku Polski i polskich marek na rynkach zagranicznych. Miejmy nadzieję, że kolejne polskie ekipy rządzące będą starały się pozyskiwać inwestorów, a nie ich na wstępie zniechęcać, bo nie leży to chyba w niczyim interesie.

Abstrahując jednakowoż od ambitnych urzędniczych planów i założeń, warto podkreślić, że polska gospodarka nabiera tempa. Może to naturalny cykl koniunkturalny, że po okresie stagnacji i kryzysu muszą przyjść lepsze lata? Fakt, że tak się już dzieje...

Sukces się buduje, by go potem odnieść...

Przemysł odzieżowy łapie nareszcie drugi oddech. Tak przynajmniej wygląda sytuacja, kiedy przyjrzymy się statystykom. Zysk netto przedsiębiorstw sektora przemysłu tekstylnego w roku 2003 zwiększył się do 239 mln zł (ze 199 mln w 2002). Z 54 do 68 proc. wzrósł udział przedsiębiorstw, które w ubiegłym roku były zyskowne, tak więc rentowność branży podskoczyła z 1,1 do 3,4 proc.

Katalogi branżowe są jednak z każdym rokiem szczuplejsze. Nic dziwnego – liczba przedsiębiorstw kurczy się, ale z rynku wypadają przede wszystkim firmy najsłabsze – te, które nie potrafią opanować wzrostu kosztów i nie dbające należycie o promowanie marki.

Sukcesywnie rośnie eksport (wzrost za 11 miesięcy 2003 r. o 7,8 proc.). Pomógł mu wysoki kurs euro (dla tych, którzy zakontraktowali właśnie w tej walucie). Spowodowało to jednocześnie spadki obrotów u importerów. Tak to jednak jest, że ta sama substancja jedno leczy, inne zabija...

Nakłady rodzą zyski

Kto umie nie zachłystywać się pierwszymi sukcesami, ale patrzy w przyszłość dalej i snuje plany na kolejne lata, ten ma szansę stać się w branży potentatem. Dowodzą tego choćby sukcesy spółek giełdowych, takich jak LPP czy Redan.

Opłacalne okazuje się skoncentrowanie na projektowaniu i dystrybucji odzieży u nas, ale produkowaniu jej na Dalekim Wschodzie. Zyskują te firmy, które wyraźnie stawiają na rozwój sieci handlowej. W Polsce duże sieci dystrybucyjne zaczynają wypierać tradycyjny handel detaliczny. W dużych miastach handel przenosi się do centrów handlowych. W samej Warszawie jest w tej chwili kilka naprawdę dużych i prężnie działających centrów, a wkrótce otwierają się dwa kolejne giganty handlowe: Arkadia i Złote Tarasy. Ciągle jednak znaczna część Polaków za miejsce swoich odzieżowych zakupów wybiera bazary z ich masową, chińską produkcją. Zresztą nie tylko podróbki firmowych ubrań i tanie, kiepskiej jakości ubrania z metką mówiącą, że wykonano je gdzieś w dalekiej Azji można tam znaleźć. Wielu polskich producentów sprzedaje swoje wyroby i handlowcom prowadzącym sklepy w tradycyjnym rozumieniu i handlowcom z blaszanych targowych bud. Oczywiście, komu zależy na nie psuciu wizerunku swojej marki, nie będzie prowadził równoległej dystrybucji tymi dwoma kanałami, ale wielu wytwórców odzieży przechwytuje klientów o mniej zasobnych portfelach, wprowadzając na bazar czy do hipermarketu inną markę – właśnie dla nich.

Analitycy przekonani są, że jedynym patentem na poprawę finansów w firmach odzieżowych jest ich restrukturyzacja – i to bardzo poważna, a nie powierzchowna. Należy zmniejszać lub renegocjować zadłużenie – tak zrobiono, np. w Vistuli, zmniejszając zadłużenie o dwie trzecie. Trzeba też w działalność wkalkulowywać wydatki związane z promocją marek, reklamą, budowaniem dobrej sieci sprzedaży. Coraz częściej uważa się, że najbardziej opłacalne jest inwestowanie w rozwój własnych salonów. Na taką formę dystrybucji stawia coraz więcej firm, m. in. Aryton czy Hexeline.

Eksport: tanie produkty – to nie dla nas

Nie ma sensu stawiać na wytwarzanie odzieży taniej i masowej. Ten segment opanowany został już niemal całkowicie przez produkcje dalekowschodnią. Lepiej postawić na odzież specjalistyczną, o bardzo dobrym wzornictwie i wysokiej jakości. Wydaje się, że taka odzież ma znacznie lepszą szansę poradzić sobie i na rynku zachodnim – co oczywiste, ale też na rynkach wschodnich. Polskie ubrania (podobnie jak polskie kosmetyki) były uważane przez wschodnich sąsiadów za bardzo dobre jakościowo i zgodne z klasycznymi kanonami czy też sezonowymi trendami mody. Mamy w Polsce znakomitych projektantów, którzy modę traktują kreatywnie, nowocześnie i po prostu świetnie ją czują. Naszą przewagą nad zachodnią produkcją jest natomiast cena, niższa i bardziej dopasowana do możliwości wschodniego nabywcy.



Nasz potencjał: Rosja, Ukraina, Czechy

Z Rosją polski deficyt handlowy jest bardzo duży (około 4 mld. USD), ale wynika to przede wszystkim z potrzeby importowania przez nasz kraj gazu i paliw. Przez wiele lat poprzedniego systemu Polska eksportowała do ówczesnego ZSRR gigantyczne ilości produktów włókienniczych i odzieży. Teraz naszą ambicją jest powrót na ten rynek. Oczywiście sprawa jest znacznie trudniejsza, bo o to, by ubrać Rosjan konkurują w tej chwili firmy niemal z całego świata (widać to jak na dłoni podczas rosyjskich wystaw, gdzie nie ma najmniejszego problemu z zapełnieniem hal wystawcami). Polacy jednak chyba niepotrzebnie postrzegają Rosję przez pryzmat Moskwy. Rosja ma w całej Federacji aż 89 obwodów. Tam też należałoby szukać możliwości współpracy. Obecnie ta współpraca najlepiej wychodzi nam chyba z Obwodem Kaliningradzkim. Rosyjski rynek wiele firm nęci, ale w środowisko przedsiębiorców krąży wiele mitów i pogłosek o tym, jak ryzykowny to biznes. Zacznijmy może od tego, że każdy biznes jest ryzykowny, a wpadki najczęściej zdarzają się tym, którzy próbują działać bez minimalnej choćby wiedzy o rynku, kontrahencie, handlowych zwyczajach czy niepisanych normach. Wszelkie działania powinien poprzedzać solidny research. Pomocne mogą być tu Wydziały Ekonomiczno-Handlowe, izby handlowe, internet i wszystkie inne kanały, jakie można szybko uruchomić. Przed podpisaniem kontraktu z firmą rosyjską należy zapytać o metrykę operacji handlowych, kod INN czyli inspekcji podatkowej rejestracji handlowej. Pozwala to ustalić właściciela w wypadku podejrzeń o ukrywanie „spółki w spółce”. Warto również zasięgnąć porady prawnika i to takiego, który ma uprawnienia występowania przed rosyjskimi sądami. Przed powierzeniem towarów firmie transportowej dobrze jest sprawdzić „czarną listę” przewoźników. Na pewno kontakty ułatwia wspólny język. Jeśli nie posługujemy się biegle rosyjskim, to trzeba będzie zainwestować w tłumacza – chociaż ostatnimi laty coraz częściej słychać polsko-rosyjskie rozmowy handlowe w języku angielskim. Znak czasu...

Zdaniem ekspertów, koniunktura na rosyjskim rynku w 2004 roku nie ulegnie zasadniczej zmianie. Największym popytem w Rosji będą się cieszyły materiały budowlane i wykończeniowe, ceramika mieszkaniowa, opakowania, wyroby z tworzyw sztucznych, kosmetyki i niektóre wyroby przemysłu lekkiego jak bielizna, tkaniny, obuwie.







Ukraina jest największym partnerem gospodarczym Polski po Rosji wśród krajów byłej WNP. W roku 2003 po raz pierwszy polski eksport towarów do Ukrainy przewyższył eksport do Rosji. Prekursorem myśli politycznej o strategicznej współpracy politycznej Polski i Ukrainy był już w latach 60. Jerzy Giedroyć. W ciągu ostatnich lat te silne związki stają się faktem. Ambasador RP na Ukrainie – Marek Ziółkowski – podczas wystąpienia na Uniwersytecie Technicznym w Doniecku podkreślał, że europejska perspektywa jest dla Polski oczywistością. Zapewniał, że nasz kraj wierzy, iż Ukraina i jej klasa polityczna po 12 latach konstruowania w pełni niepodległego państwa stać na dopięcie pięciu programów: wstąpienia do WTO, reformy sił zbrojnych, poprawienia klimatu inwestycyjnego i uzyskaniu statusu gospodarki rynkowej. Mimo, że w ukraińskich mediach dość często uwypuklano negatywy wynikające ze wstąpienia Polski do UE, to jak zapewniał polski ambasador – nasza akcesja może przynieść Ukrainie wymierne profity. Mając prawo głosu w organach pracujących nad środkami ochronnymi, Polska opowiadać się będzie za liberalizacją dostępu na unijny rynek towarów pochodzących z Ukrainy, o ile nie będzie to godziło w gospodarczy interes Polski. Być może znaczącą rolę w kształtowaniu polsko-ukraińskich stosunków handlowych będzie miał jałtański Szczyt Gospodarczy, który odbył się – z udziałem prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leonida Kuczmy – pod koniec czerwca br.



Z Czechami świętowaliśmy w tym roku nasze wejście w poczet państw Unii Europejskiej. O tym, że nasze stosunki handlowe są wyraźnie pozytywne, przemawia choćby fakt, iż w roku 2003 obroty handlowe Polski z największą gospodarką świata – USA zamknęły się sumą 2,5 mld USD, natomiast obroty polsko-czeskie – sumą 3,5 mld USD. W opinii wielu polskich przedsiębiorców branży mody targi Styl w Brnie są najlepiej zorganizowaną i dobrze rokującą na przyszłość imprezą wystawienniczą w naszym regionie. Podstawowymi aktami prawnymi dla działalności gospodarczej w Czechach jest Kodeks handlowy oraz prawo działalności gospodarczej. Informacje o partnerze czeskim można uzyskać niemal od ręki – korzystając z wyciągu z rejestru handlowego dostępnego na stronie internetowej www.justice.cz. Na terenie Ostrawy bardzo aktywnie działa Czesko-Polska Mieszana Izba Handlowa (www.opolsku.cz). Ta instytucja udziela wiele uzytecznych informacji ułatwiających kontakty handlowe miedzy naszymi państwami i dysponuje rzetelną wiedzą prawną i ekonomiczną.

Po akcesji polskie przedsiębiorstwa traktowane są w Czechach na takich samych zasadach, jak rodzimy biznes. Nasze firmy, zwłaszcza z południa kraju, licząc na dogodniejsze warunki działalności, np. niższe obciążenia podatkowe, coraz częściej przenoszą swoją działalność do tego kraju. Polacy, podobnie jak Czesi, wybierają najczęściej spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością jako formę prawną dla prowadzenia przedsiębiorstwa.

Zgodnie z czeskim prawem, polskie przedsiębiorstwa działające w Czechach mają takie same prawa, jak podmioty miejscowe.
Rok 2001 w branży odzieżowej






Sytuacja w branży



Żaden sektor gospodarki nie działa w próżni. Wyniki ekonomiczne przedsiębiorstw reprezentujących różne branże przypominają system naczyń połączonych. O zastoju w przemyśle odzieżowym wiadomo powszechnie od wielu lat. Do tej pory żadna z ekip rządowych nie wypracowała racjonalnego programu reformy tej gałęzi gospodarki. Pomysły, nawet jeśli się pojawiały, ginęły gdzieś między poszczególnymi ministerstwami i tylko w okresach przedwyborczych zastępowały je frazesy i pusto brzmiące obietnice konieczności zreformowania przemysłu lekkiego. I na tym zwykle się kończyło.

Każdy przedsiębiorca z branży odzieżowej wie, że w warunkach recesji gospodarczej jego działka staje się tą najtrudniejszą do uprawy. Ludzie swoje skromne dochody przeznaczają na comiesięczne opłaty, żywność, najpotrzebniejsze lekarstwa i często na tym ich możliwości finansowe się kończą. Efekt jest taki, że w zbyt wielu polskich zakładach odzieżowych wyroby zalegają miesiącami w magazynach i nie ma sposobu, by zbyć wszystko, co się wyprodukowało. Normą stają się natomiast wyprzedaże organizowane wprost przez producenta, na których ceny towaru spadają poniżej kosztów produkcji.



2001 w skali makro

W minionym 2001 roku PKB zwiększył się o około 1%, a IV kwartał nie był lepszy niż dwa poprzednie. Tempo wzrostu gospodarczego było więc najniższe od 1992 r., ocenił prof. Janusz Witkowski, wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego. Stwierdził też, że wyniki finansowe przedsiębiorstw są w tym roku słabe, mamy w kraju dramatyczną sytuację na rynku pracy (w listopadzie 2000 r. liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wyniosła 3022,4 tys. osób), wyjątkowo niekorzystny poziom nakładów inwestycyjnych i duże trudności w finansach publicznych. Na tym tle korzystnie jednak wypada inflacja, ponieważ wzrost cen towarów i usług był niższy od zakładanego. Prof. Witkowski dodał również, że warunki wyjściowe dla 2002 roku są bardzo trudne i wydaje się, że w najbliższych miesiącach nie należy spodziewać się większych zmian w zakresie wzrostu gospodarczego. Wyniki badań koniunktury w handlu również nie budzą optymizmu. Przedsiębiorstwa spodziewają się mniejszej ilości zamówień i gorszych wyników finansowych. W handlu zagranicznym przez ostatnie 9 miesięcy 2001r. utrzymywała się wyższa dynamika eksportu nad importem. Deficyt handlu zagranicznego spadł zatem w październiku 2001r. do 11 734,4 mln USD Đ z 14 478,9 mln USD po dziesięciu miesiącach 2000r. Eksport liczony w dolarach amerykańskich w 2001r. wyniósł 30,2 mld USD i zwiększył się średnio o 15,8% wobec poziomu z 2000r., a import o 3,4% (kupiliśmy z zagranicy za łączną sumę 41,9 mld USD).



Koniunktura i prognoza sytuacji gospodarczej

Produkcja odzieży i wyrobów futrzarskich była jeszcze niższa niż w 2000 r. (ocenianym przecież przez fachowców i dziennikarzy z branży jako katastrofalny) o 9,0% W październiku 2001 r. w branży zaklasyfikowanej przez GUS jako „włókno, odzież, obuwie” wskaźnik ogólnego klimatu koniunktury osiągnął poziom minus 22, wobec minus 15 we wrześniu. Sytuację ekonomiczną najgorzej oceniały małe firmy, zatrudniające od kilku do kilkunastu osób. Lepsze notowania kondycji finansowej osiągnęły duże przedsiębiorstwa, które zatrudniają ponad 250 osób. Firmy z branży odzieżowej przez cały 2001 r. sygnalizowały spadek sprzedaży. Następstwem tego były wyraźne trudności w bieżącym regulowaniu zobowiązań finansowych.

Pod koniec roku firmy odzieżowe odczuły również niewystarczający stan zapasów. Właściciele tych firm zdecydowanie deklarują, że obawiają się w najbliższym czasie pogorszenia zdolności do przyszłego regulowania zobowiązań finansowych. Oczekują także w ciągu kilku kolejnych miesięcy spadku cen na swoje towary.

Jak wynika z danych, włókiennictwo, pomimo zdecydowanie większych przychodów od odzieżówki, nie może wyjść na plus przede wszystkim ze względu na bardzo wysokie koszty uzyskania przychodów i koszty własne. Wartość sprzedanej produkcji zakładów włókienniczych była w omawianym okresie prawie dwa razy większa niż wartość produktów odzieżówki, ale nie pomogło to w uzyskaniu dodatniego bilansu. Strata brutto wyniosła aż 142 mln złotych, co - w porównaniu z ponad 50 mln złotych zysku odzieżówki - powinno skłonić do refleksji nad skutecznością zarządzania naszymi zakładami włókienniczymi. Zapewne na tak niekorzystny wynik końcowy wpływa jeszcze dawne zadłużenie, którego spłata potrafi wykończyć nawet przedsiębiorstwa o bardzo wysokiej sprzedaży. Jednak istnieją również dane wskazujące na fakt, że polskie zakłady włókiennicze nie zaprzestają modernizacji, która mogłaby im pomóc w wyjściu z kryzysu. Ich nakłady inwestycyjne na środki trwałe wyniosły w 2000 r. około 425 mln zł i były prawie dwukrotnie większe od nakładów odzieżówki.



Produkcja

Z roku na rok spada produkcja. Nieopłacalność - to słowo często używane przez rodzimych producentów odzieży. W porównaniu z rokiem 2000 wyprodukowano jedynie więcej płaszczy i kurtek męskich (wzrost o prawie 7%). Największy natomiast spadek produkcji odnotowujemy w segmentach sukienek i spódnic, kostiumów damskich i garniturów męskich.

Optymistyczniej było tylko w ostatnim kwartale 2001 r. (zwłaszcza w grudniu). Produkcja podskoczyła wtedy wyraźnie. Zupełnie dobrze radzili sobie producenci płaszczy damskich, koszul męskich i garniturów (wzrosty odpowiednio o 26%; 26% i 14% w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego). Pojawił się jednak bardzo szybko problem zbyt dużych zapasów, a kontrahenci odmówili składania większych zamówień, kierując się słabnącą siłą nabywczą konsumentów. Doprowadziło to zatem w bardzo krótkim czasie (już w maju 2002) do raptownego załamania produkcji i spadku o kilka i kilkanaście procent dotknęły wszystkie wymienione wcześniej segmenty branży. W maju 2002 zwiększyła się jedynie produkcja płaszczy damskich, ale związane jest to raczej z przygotowywaniem kolekcji

jesienno-zimowych niż z faktycznym rozwojem tego segmentu.



Na giełdzie - też bessa

Rok 2001 nie należał do najłatwiejszych dla giełdowych spółek branży lekkiej. Aż trudno w to uwierzyć, ale tylko debiutujące w 2001 r. LPP oraz obecne już od kilku lat na parkiecie Zakłady Przemysłu Jedwabniczego Wistil SA zanotowały w okresie od 2 stycznia 2001 do 2 stycznia 2002 r. wzrost kursów! W przypadku LPP było to prawie 28%, a Wistilu - niecałe 8%.

Akcje wszystkich pozostałych spółek odzieżowych potaniały, a więc utrzymana została bardzo niekorzystna tendencja trwająca w tym sektorze już kilka lat. W niektórych przypadkach były to zmiany symboliczne (Protektor i Delia straciły po ok. 2%), ale spadki Skotanu, Próchnika, Bytomia czy Łukbutu wahały się od 72% aż do 91%.

Większość akcjonariuszy spółek przemysłu lekkiego straciła od jednej piątej do połowy swoich pieniędzy

(Novita -18%, Vistula -24%, Garbarnia -28%, Wólczanka -28%, Lubawa -30%, Masters -36%, Bielbaw -46%, Sanwil -53%). Dane te potwierdzają, że walory przedsiębiorstw tej branży nie są najlepszą lokatą dla giełdowych inwestorów w Polsce. Utrzymujący się od kilku lat kryzys odzieżówki znajduje również swe odbicie na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Walory spółek przemysłu lekkiego nigdy nie cieszyły się zbytnim powodzeniem giełdowych graczy, ale nie należy przypuszczać, żeby ta tendencja uległa w przewidywalnej przyszłości diametralnym zmianom. Nikt nie będzie przecież ryzykował utraty połowy lub więcej swoich oszczędności.

Papierami w większości - jak mawiają analitycy - „mało płynnych” akcji spółek lekkich (mały procent walorów w obrocie giełdowym) w 2001 r. handlowano z rzadka, przy niezauważalnych dla całej giełdy obrotach rzędu kilkudziesięciu, kilkuset tysięcy złotych. Świadczy to o bardzo małym znaczeniu, jakie do omawianych spółek przywiązują inwestorzy.

Nic nie wskazuje na to, by w przyszłym roku sytuacja miała ulec zmianie. Niestety, 2002 może być znowu rokiem straconych złudzeń dla tych ludzi, którzy ciągle wierzą w polski przemysł odzieżowy czy choćby jego giełdowych reprezentantów.



Polacy oszczędzają

W minionym roku średnie miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynosiło około 2300 zł. Dochody Polaków praktycznie nie rosły, a wiele firm, by uchronić swoich pracowników przed zwolnieniami, zamrażało przewidywane podwyżki, rezygnowało z premii i bonusów, i prowadziło oszczędniejszą politykę finansową. Trudno zatem się dziwić, że na odzież i obuwie statystyczny Polak wydał w roku 2001 około 500 zł (w roku 2000 - 536 zł). W kupowanych przez nas dobrach konsumpcyjnych nadal przoduje żywność, tytoń i alkohol. Ubrania coraz częściej kupujemy na wyprzedażach. W przeciętnym sklepie zawsze część asortymentu jest tańsza o 15-30%. Ceny najczęściej zmieniają się sezonowo - tak więc zimową odzież w lutym czy nawet przed świętami można kupić taniej nawet o 75%. Do tak wysokich obniżek właścicieli sklepu zmusza wiele czynników: wysokie czynsze, które uniemożliwiają zmieszczenie całego towaru na małej powierzchni sklepu, ostra konkurencja i fakt, że klienci szerokim łukiem omijają sklepy, w których nie ma wyprzedaży. Na duże przeceny odzieży nie mają jednak szans mieszkańcy małych miast czy klienci niedużych osiedlowych sklepów. Tam właściciele i tak narzucają niewielką, około 20-procentową marżę. Dla nich większe przeceny oznaczają po prostu dokładanie do interesu, co nijak ma się do założenia, że sklep powinien przynosić zyski. Właściciele sklepów odzieżowych są zdania, że wielu ich potencjalnych klientów ubiera się w hipermarketach i dużych centrach handlowych, gdzie zawsze jest taniej, ale jakość sprzedawanych ubrań często pozostawia wiele do życzenia. Do większych zakupów odzieżowych nie zachęciło Polaków to, że ceny ubrań utrzymywały się na poziomie zbliżonym do tego sprzed roku, dwóch czy nawet trzech lat. Większa część społeczeństwa jest zdania, że są to wciąż ceny przekraczające możliwości finansowe konsumentów.



Obroty handlu zagranicznego oraz główni partnerzy

Niestety, saldo naszych obrotów zagranicznych wciąż mamy ujemne. W roku 2001 wartość importu wyniosła (w milionach USD) 3422,7.

Towary włókiennicze i odzieżowe zostały wyeksportowane za mniejszą sumę: 2854,5 (milionów USD). Saldo wyniosło zatem: 568,1 (milionów USD). Odzież i włókna wciąż najczęściej kupujemy od Niemców, Rosjan i Włochów, natomiast sprzedajemy

te dobra również Niemcom i Włochom, a także Francuzom. Oczywiście dużą część tego eksportu stanowi jednak przerób.

Wiadomo że niektóre wyroby polskiego przemysłu lekkiego znalazły się w zestawieniu trzydziestu hitów eksportowych Polski w 2001 roku:





Podsumowanie

Rok 2001 nie był dobrym rokiem, więc chyba dobrze, że już minął. Niestety, problemy w naszej branży nie rozwiążą się same, nie weszliśmy w nowy rok z czystą kartą. Na pewno zadajecie sobie Państwo często pytanie: i co dalej? Inwestować, ograniczać, oszczędzać, zwalniać, zatrudniać, zwiększać, zmniejszać? Nie ma jednoznacznych odpowiedzi, bo każdy biznes jest inny. Chude lata muszą się jednak skończyć. Analitycy mówią, że siła nabywcza polskiego konsumenta może jeszcze się zmniejszyć. Nie są to dla nas krzepiące informacje, ale chciałabym wierzyć i wierzę, że to jeszcze nie wyrok. Wielu z Was im gorzej dzieje się na krajowym czy lokalnym rynku, tym aktywniej zabiega o inne rynki zbytu. Precyzujecie Państwo swoich odbiorców - i bardzo dobrze - nie można bowiem zadowolić wszystkich. Firmy zabiegają o klienta, powstają ciekawe programy lojalnościowe, honorowani są dobrzy sprzedawcy i sklepy, które przyciągają ludzi. Chociaż jest coraz trudniej, coraz wyraźniej widać Państwa przystosowanie do warunków ostrej gry wolnorynkowej. Redakcja „Mody Forum” dopinguje tych, którym zależy na sukcesie. Jesteśmy z Wami!



Lidia Lewandowska