Kabo 2010
15/03/2010
Umiarkowany optymizm to najwłaściwsze określenie atmosfery panującej w trakcie i po zakończeniu 35. edycji Targów Obuwia Kabo, które odbyły się w lutym w Brnie. Dla handlowców z Czech, ale też Słowacji, Austrii czy Węgier brneńska impreza pozostaje nadal największym przeglądem oferty obuwniczej i kaletniczej w regionie.
Optymizm brał się między innymi stąd, że impreza, wbrew obawom wielu specjalistów, nie wykazywała stadium zaniku. Wręcz przeciwnie – biorąc pod uwagę brak producentów obuwia z Chin (chiński Nowy Rok) udział 138 wystawców jest przyzwoitym wynikiem statystycznym porównywalnym z ubiegłoroczną edycją sierpniową. Należy pamiętać, że w imprezie w zasadzie brak sektora maszyn i komponentów do produkcji obuwniczej i kaletniczej. Dopisali również przedstawiciele handlu detalicznego. Trudno precyzyjnie określić, ilu ich było, ponieważ sprzedaż kart wstępu jest wspólna dla targów obuwia Kabo i odbywających się równolegle w innych pawilonach targów mody Styl. Ale targi - z definicji skierowane do specjalistów - odwiedziło w lutym 2010 więcej osób niż w sierpniu 2009 roku. I to pomimo dość trudnych warunków atmosferycznych. Ze wstępnego raportu wynika, że w kasach i przez Internet zarejestrowało się ponad 8,5 tysiąca zwiedzających. Targi zmierzają zatem ku najbardziej pożądanej przez branżę formule B2B.
Mało wystawców z Polski
Optymizm wielu wystawców brał się również stąd, że nie było gorzej niż w ubiegłym roku. Rok 2009 tak dał się we znaki wielu producentom i dystrybutorom obuwia oraz toreb, że na tegoroczne targi Kabo przyjeżdżali z nadziejami zredukowanymi do minimum. Ich obawy okazały się jednak niepotrzebne. Mówił o tym Martin Číž, współwłaściciel firmy Obutex. – Nie planuję wizyty w salonie Mercedesa i jachtu z portu do portu nie będę holował, bo na razie mnie na to nie stać. Ale też komornik Volkswagena mi nie zabierze. Na targach Kabo zebraliśmy podobną ilość zamówień do ubiegłego roku, i to nas cieszy. Liczyliśmy na większą liczbę handlowców z Polski. Ci jednak nie dopisali - żalił się Číž.
Brak obecności naszych rodaków podkreślali organizatorzy imprezy i wielu gości targowych. Nie było widać polskich stoisk, nie było hurtowników i detalistów z Polski. Jeszcze parę lat temu było to niewyobrażalne - teraz nasz kraj reprezentowały trzy, a w zasadzie dwa stoiska (jedno było opuszczone). Na jednym z nich szeroka oferta butów rodem z Podlasia. Tomasz Nurzyński, właściciel firmy NIK nie krył swojego zadowolenia z udziału w targach Kabo. – Do Brna wybieraliśmy się z jasno określonym celem – wsparcia marketingowego naszego menedżera odpowiadającego za rynek czeski, a operującego z województwa dolnośląskiego. Zainteresowanie naszą ofertą było większe niż się spodziewaliśmy. Ten model handlu czyli dostawy bezpośrednio z polskiego magazynu do czeskich sklepów, mamy już opanowany – podkreślił Tomasz Nurzyński.
Brak polskich stoisk był dostrzegalny, co nie znaczy, że w Brnie nie było wyrobów made in Poland. Co najmniej kilku polskich przedsiębiorców ma swoich czeskich i słowackich przedstawicieli i to oni zajmują się handlem polskim obuwiem i wyrobami kaletniczymi. Na stoiskach lokalnych firm były na przykład marki świetnie znane w Polsce, a pochodzące od takich firm jak: Kacper, Simen, Befado, Demar, Wishot, Carinii, Neścior czy Seka. Martin Paul - menedżer Targów Kabo - zwrócił uwagę na ciekawe zjawisko: – Jeśli na imprezie jest mniej firm z Polski, to siłą rzeczy zainteresowanie handlowców skupia się na tych, które jednak są obecne. Stąd być może wzięła się większa ilość wizyt na stoisku firmy NIK, jednej z dwóch występujących w katalogu jako firmy polskie.
Jak będzie wyglądał polski udział w kolejnych targach KABO w sierpniu? Trudno dzisiaj prorokować. Targi na pewno nie stracą na znaczeniu. Natomiast odwrót polskich producentów z rynku czeskiego jest o tyle niezrozumiały, że czeska produkcja z pewnością nie zaspokoi potrzeb miejscowych konsumentów. Praskie ministerstwo przemysłu stara się utrzymać przy życiu producentów obuwia tworząc dla nich tzw. inkubatory i dotując udział w targach. Ale czy 8 czeskich firm prezentujących się na 60 m ² może stanowić konkurencję dla całego szeregu polskich przedsiębiorstw produkujących buty? - W sierpniu przyjdzie nam jednak stoczyć prawdziwy bój z chińską ofertą, która prawdopodobnie kolejny raz pojawi się w Brnie. Jeśli nas zabraknie, to może się zdarzyć, że nie my a Chińczycy zapełnią magazyny w Czechach. Zatem warto zapisać w planach marketingowych na drugie półrocze 36. edycję Targów Kabo – mówi Jarosław Krykwiński, Agencja Promocji Eksportu, wyłączny przedstawiciel targów Kabo w Polsce.
Darek Olejniczak
J. Brzozowska
|